+48 22 392 60 19   |   ltm@luxurytravel.pl   |
specjalista turystyki luksusowej

Czarująca Namibia

Opublikowano: Katalog Luxury Travel Zima 2013/2014

Autor: Marek Mazur

Czarująca Namibia

Sossulvl

Namibia to duży kraj, leżący na południowym zachodzie kontynentu afrykańskiego. Na chwilę obecną liczy on jedynie ok 2,3 mln mieszkańców. Ludność posługuje się językiem afrikaans, angielskim oraz dość powszechnym, szczególnie w dużych miastach, językiem niemieckim. Namibia uzyskała niepodległość dopiero w 1990 roku. Wcześniej na przestrzeni wieków była m.in. niemiecką kolonią. Zresztą w miastach widać te wpływy po dzień dzisiejszy w architekturze, kuchni, przemyśle czy też handlu.

Przylatując do stolicy, Windhoek, poczujemy się jak na typowym lotnisku tej części świata. Niewielki ruch, stosunkowo skromnych rozmiarów terminal i kolejka do odprawy. Po załatwieniu wszelkich, niezbyt uciążliwych formalności, już w hali przylotów witają nas pierwsze, charakterystyczne cechy Afryki. Takiej, jaką wyobrażają sobie turyści – niewiele kobiet w kolorowych strojach wyróżnia się na tle białych i czarnoskórych mężczyzn, znakomitej większości (nie licząc służb obsługi lotniska) odzianych w spodnie różnych odcieni zieleni i brązu, luźnych koszulach khaki i wysokich, mocnych butach z solidną podeszwą. Twarze wielu z nich pokrywa kilkunastodniowy zarost, nieodzowne są także przyciemniane okulary i kapelusz na głowie. To przewodnicy oczekujący na grupy rządnych wrażeń i przygód, przybywających z różnych części świata. Natomiast na gości podróżujących w podobnych celach, zainteresowanych jednak odkrywaniem Namibii nie rezygnując z wysokiego komfortu, czekają w elegancko i wygodnie urządzonych lobby lotniskowych, przedstawiciele operatorów turystyki luksusowej.

Kulala from the air

Ja zostaję miło powitany przy samym wejściu do hali przylotów przez uśmiechniętą, ciemnoskórą Panią i odprowadzony do prywatnego VIP Lounge. Jest on oddzielony od hali szerokimi, szklanymi drzwiami. Zza transparentnej ściany, zamknięty w wygodnym i klimatyzowanym wnętrzu, wyłapuję zazdrosne spojrzenia przechodniów. Sam zaś spoglądam z utęsknieniem na twardzieli w kapeluszach. Muszę przyznać, iż z nieukrywaną nutką zazdrości obserwuję skupiających się w około nich szczęśliwych podróżnych. „Na nich pewnie czeka przygoda …. ja zaś będę się pławił w luksusie, ale za to nudził na potęgę” – taka myśl przebiega mi przez głowę. Po wychyleniu schłodzonego, świeżo wyciśniętego soku z egzotycznych owoców opuszczam na chwilę komfortowe pomieszczenie. Udaję się na zewnątrz by wreszcie zaczerpnąć pierwszy prawdziwy łyk gorącego, namibijskiego powietrza. Mijają mnie grupki głównie młodych, rozentuzjowanych podróżnych, podążających za swoimi traperami-przewodnikami. Po chwili wszyscy wsiadają w oczekujące na nich przed lotniskiem busy i oddalają się w siną dal. „Wolałbym chyba być teraz wśród nich” – odzywa się moja dusza, żądnego przygód i wychowanego na filmach o słynnym archeologu Indiana John’s, odkrywcy. Jeszcze nie wiem, jak bardzo się mylę – ale o tym nieco później.

damaraland 2

Wracam do lobby, gdzie wita mnie szerokim uśmiechem moja gospodyni, w towarzystwie kilku osób, które będą razem ze mną poznawać Namibię na Flying Safari. Jest to, jak później czas pokaże, grupa wspaniałych ludzi, w różnym wieku ale z jedną wspólną pasją – podróże! I to bynajmniej nie jakieś tam pospolite, ale podróże niebanalne, na wskroś luksusowe. Wtapiam się więc w to fascynujące, międzynarodowe i multi-kulturowe towarzystwo, dorzucając bardzo istotny, nadwiślański element. Po chwili udajemy się na pas startowy, gdzie już wcześniej obsługa dostarczyła nasze bagaże. Czekają tam trzy nowiutkie awionetki typu cessna, które przetransportują nas w miejsce pierwszego etapu naszego pobytu w Namibii.

IMG_1046

Z lotu ptaka wszystko wygląda inaczej. Nieskończone, wolne przestrzenie, zapierające dech w piersiach krajobrazy, pędzące gdzieś pod nami zwierzęta, różnorodność barw i kształtów – tego nie sposób zobaczyć zza okna nawet najbardziej luksusowego auta terenowego. Fascynujące. Już po kilkunastu minutach od oderwania się od ziemi, przestaję tęsknić za surowymi twarzami przewodników z lotniska oraz za często kilkunastogodzinną podróżą po bezdrożach Namibii w busie. Spoglądając na uśmiechniętą twarz pilota oraz pochłoniętych fotografowaniem współtowarzyszy podróży, wiem, że jestem w odpowiednim miejscu wśród odpowiednich ludzi. Krajobrazy zza okna awionetki są po prostu nieziemskie. Po chwili refleksji, wyciągam aparat i uwieczniam wyjątkowe widoki. Mijamy surowe krajobrazy pustyni Kalahari, przekraczając Zwrotnik Koziorożca, docieramy nad Kanion Sesriem, w okolice największej wydmy świata, Sossusvlei.

Sossusvlei093

Po wylądowaniu, zostajemy powitani przez obsługę naszych Lodges. Ubrani w schludne, typowe stroje safari, przewodnicy przeładowują nasze bagaże do Land Roverów. Jadąc odkrytym autem czuję prawdziwy, świeży i orzeźwiający zapach afrykańskiego powietrza. Nie każda podróż wzbudza takie ekscytujące odczucia, tym bardziej już pierwszego dnia. Po spożyciu smakowitego lunchu zostajemy odprowadzeni do naszych domków. Te urocze wolnostojące budynki, wykonane z tradycyjnych materiałów naturalnych, doskonale wtapiają się w otoczenie. Urządzone są w bardzo gustowny sposób. Wielkie łóżko z baldachimem, wyposażone w chyba najwygodniejszy materac na jakim kiedykolwiek spałem, proste umeblowanie, jednak wszystko na najwyższym poziomie 5*lux. Moja willa naprawdę robi wrażenie. Czuję się tutaj jak prawdziwy odkrywca Afryki. Nadmiar luksusu i wygody dookoła wcale mi w tym nie przeszkadza. Ktoś kiedyś powiedział, że Afryka to surowość i prostota – tak właśnie jest, ale nie musi być ona pozbawiona komfortu. Komu zaszkodził dobrze wyposażony mini barek ze schłodzonymi napojami i trunkami, obsługa butlera, krystalicznie czysta woda wydobywająca się z kranów przy pomocy pomp umieszczonych 100 metrów pod ziemią lub głębiej. Pośrodku pustkowia, niczego, w dodatku bez ograniczeń. Wspaniała kuchnia, wybór doskonałych win w piwniczce Lodges. Pokażcie mi proszę takiego… (!) Kładę się na moim wygodnym, wielkim łożu i wyciągam komórkę, która ku mojemu zdziwieniu pokazuje zasięg. Słaby, ale zawsze to coś. Co prawda cieszyłem się nawet na wakacje bez telefonu – ale jak inaczej mógłbym podzielić się wrażeniami z moimi najbliższymi choćby krótkim sms-em?

IMG_1722

Tego samego jeszcze dnia udajemy się na pierwsze safari. Wrażenia są niezapomniane. Surowa i wielobarwna pustynia, niespodziewanie dużo zieleni, gdzieniegdzie dzika zwierzyna, oryxy, antylopy. Jesteśmy w regionie, który nie obfituje w duże jej ilości. Wcale nie odczuwamy niedosytu, a surowy i przepiękny krajobraz okazuje się także niesamowity. Jakże inny z perspektywy land rovera. Warto poznać tą różnice. Niczego jednak nie pobiją widoki wschodu słońca na pustyni podczas porannej wycieczki. Wyjazdy trwają po kilka godzin, więc nasi przewodnicy dbają o nasze potrzeby kulinarne. Wychodzi im to wspaniale. Pikniki na pustyni z tradycyjnymi przysmakami kosztujemy popijając schłodzonymi napojami, piwem, winem lub szampanem. Jest także kawa i herbata, więc wybór jest szeroki. Jednak punktem kulminacyjnym jednej z wycieczek safari jest lunch pod wielkim drzewem w okolicach Sossusvlei, ze stołami pokrytymi białymi obrusami oraz przesmacznymi daniami, deserem i obowiązkowo schłodzonym szampanem. To naprawdę szczególne i wyjątkowe doznanie. Wieczorna obserwacja gwiazd pod przewodnictwem naszego opiekuna, który zaskakuje nas co chwila swoją ogromną wiedzą, to ostatni już niestety akt kilkudniowego pobytu w tym miejscu. Następnego ranka, nie bez smutku, ciepło żegnani opuszczamy naszą wspaniałą Lodge. Little Kulala – tego miejsca nigdy nie zapomnę.

IMG_1263

Niespełna 90 minutowy lot komfortową maszyną typu Cessna Caravan przenosi nas w całkowicie inny obszar tego ogromnego kraju. Zmiany krajobrazu są tutaj tak niespotykane, jak chyba w żadnym innym miejscu na ziemi. Lecimy nad wydmami Parku Namib-Naukluft, a następnie Szkieletowym Wybrzeżem – to jedno z najbardziej wyjątkowych i tajemniczych miejsc jakie widziałem – a uwierzcie mi, widziałem już wiele ciekawych miejsc. Mijamy wraki statków sprzed 100 lat – Edward Bohlen i Cawdor Castle. Atrakcyjności dodaje fakt, że zobaczyć je można wyłącznie z powietrza. Chciałbym móc podzielić się z Wami tym co dane było mi podziwiać, ale nie potrafię ubrać tego w żadne słowa. Piękno i fascynujący urok tego obszaru przerasta moje możliwości literackie.

IMG_1291

Lądujemy w Swakopmund,  gdzie oczekują nas już przedstawiciele biura. Nie musimy martwić się o bagaże, dosłownie o nic, od samego początku podróży. Po krótkim powitaniu i odprawie udajemy się komfortowym autem do hotelu. Swakopmund to urocze, schludne turystyczne miasteczko z zadbanymi skwerami i palmami, ładnymi placami i zabytkami, szerokimi, piaszczystymi plażami. Niestety, morze tutaj nie sprzyja kąpielom. W mieście dominuje niska zabudowa, natomiast pieczołowicie odrestaurowane kamieniczki z wieżyczkami, zachwycają pięknem i niebanalną kolorystyką. Mnóstwo sklepików z tradycyjną biżuterią, butików, fajnych restauracji, barów i dyskotek. Są też supermarkety – zupełnie takie, jak je znamy z Europy. Po oswojeniu się z otoczeniem zauważam, że miasta wcale nie różnią się, co do zasady, aż tak bardzo od naszych, europejskich. Jest to z pewnością warte odwiedzenia miejsce, dobry przerywnik w safari oraz możliwość poznania Namibii z jej innej, codziennej strony. Można też, idąc za moim przykładem, przetańczyć niemal całą noc w jednej z tutejszych dyskotek, racząc się zimnym Windhoek Lager. Resztę nocy spędzam w butikowym hotelu – Villa Margherita 5*. Polecam to miejsce wszystkim, jest przepiękne, przepełnione historią i pracują tam wspaniali ludzie. Na kolację zaś rekomenduję stek z tuńczyka. Tylko na Sardynii jadałem, choć nie zawsze, lepsze.

IMG_2191

Następnego ranka udajemy się na morskie safari w Zatoce Walvis Bay, na pokładzie nowoczesnego, motorowego katamaranu. Podziwiamy niezliczone kolonie fok oraz ku naszej radości, całe stada delfinów. Spożywamy specjalnie przygotowane smakołyki, przekąski oraz fantastyczne ostrygi, popijając schłodzonym szampanem. Smakuje on tego dnia szczególnie dobrze

Po zakończeniu wycieczki, bogatsi o pamiątki zakupione w portowych sklepikach, udajemy się na lotnisko, gdzie oczekuje obsługa z naszymi bagażami. Po chwili siedzimy już w wygodnej awionetce, którą polecimy w okolice Parku Etosha, do Rezerwatu Ongava. Najwspanialsze jest to, że dzięki przelotom możemy w stosunkowo niedługim czasie poznać niemal cały kraj, czego jeep safari czy męcząca wielogodzinna jazda busami nigdy nie zagwarantuje. Przemieszczamy się wygodnie pokonując ogromne odległości, bez jakiegokolwiek zmęczenia. Krajobraz zmienia się dość szybko, mijamy Cape Cross i jego ogromną kolonie fok, lecimy w kierunku Damaraland i Krateru Doros. Za oknem czeka co chwila kolejne cudowne ujęcie i piękny, niczym księżycowy, widok. W kilka dni zrobiłem już ponad 1 tys zdjęć – i wcale nie jestem foto-fanatykiem. Większość osób z naszej grupy ma ich dużo więcej.

IMG_2061

Lądujemy na terenie rezerwatu Ongava. W drodze do naszej Lodges, jak i podczas następnych dwóch dni pobytu, wjeżdżamy naszymi Land Roverami w różne fascynujące i pozornie niedostępne miejsca. Poznajemy ten wspaniały rezerwat z jego najlepszej strony. Tutaj spotykamy gepardy, lwy, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Stada żyraf, zebr, kozic, przepiękne ptaki oraz niezliczone ilości innych gatunków zwierząt. Przemieszczamy się odkrytymi autami w opiece doświadczonych przewodników, którzy wiedzą jak poruszać się w tych dzikich terenach, pełnych drapieżników. Po krótkiej chwili wszyscy nabieramy do nich zaufania – to prawdziwi specjaliści. Najlepsi z najlepszych w swoim fachu. Zwieńczeniem naszego safari jest pobyt w parku Etosha, największym w Namibii oraz jednym z największych na świecie parków narodowych. Zajmuje on obszar ok 22 270 km ² i jest domem dla ponad 114 gatunków zwierząt, w tym wielu bardzo rzadkich i zagrożonych wyginięciem, takich jak czarny nosorożec czy czarna impala (czarne pręgi na łbie). Te gatunki charakterystyczne są dla północno-zachodniej Namibii i południowo-zachodniej Angoli. W roku 1970 przeniesiono czarne nosorożce z parku Kaokoland do Etosha, co było zaczątkiem dla obecnej populacji około 300 tych zwierząt i stanowi jeden z nielicznych przypadków rosnącej ilości tych zwierząt na świecie. Natomiast słonie żyjące w Etosha są uważane za największe w Afryce.

IMG_2013

Ongava Lodge, w której gościmy, składa się z urządzonych w tradycyjnym stylu, bardzo komfortowych, wolnostojących suit z pięknymi tarasami widokowymi. Zaś trzy z największych dostępnych tam willi to kilkupokojowe i mega luksusowe posiadłości z własnymi basenami oraz wielkimi tarasami. Budynek główny zachwyca afrykańskim stylem. Mieszcząca się tam restauracja oferuje bardzo smaczne dania. Jest też bardzo fajne lobby z zaskakująco dobrze zaopatrzonym barem i obsługą, która jest na każde nasze zawołanie. W chwili wolnej zaś zabawi nas afrykańskim tańcem czy też zaśpiewa jakąś tradycyjną, afrykańską pieśń. Dostępny jest duży taras widokowy z wygodnymi kanapami i hamakami. Ongava oferuje również zakwaterowanie w komfortowych namiotach, postawionych na platformach, co pozwala na jeszcze większą integrację z otaczającą przyrodą. Doprawdy, magiczne miejsce, sielanka. Niestety, jak mawia staropolskie przysłowie, wszystko co dobre …. Oj nie, jeszcze jest jedna noc w stolicy kraju, Windhoek.

IMG_1923

Po przylocie i dotarciu do nowoczesnego hotelu Hilton w centrum miasta, postanawiam przez krótką chwilę wypocząć. Oglądam wcześniej wykonane zdjęcia i próbuję zachować w pamięci wszystkie te miejsca, które odwiedziłem. Nieco później udajemy się w naszym, zaprzyjaźnionym już gronie, na zakupy oraz spacer ulicami miasta. Jakoś nic już nie zaskakuje – że nowoczesne, pełne pięknych sklepów i restauracji, z centrami handlowymi nie gorszymi niż w Europie oraz ulicami pokrytymi idealnej gładkości asfaltem. Na całe szczęście ludzie, koloryt dookoła, narodowe stroje kobiet z dumnego plemienia Herrero, co jakiś czas zaskakujący, ale charakterystyczny drobiazg, nie pozwalają nam zapomnieć, że jesteśmy ciągle w Afryce. Windhoek poznaliśmy w dzień, wieczorem i nocą. I uwierzcie – świetnie się bawiliśmy, wspaniale jedliśmy, piliśmy i tańczyliśmy. Poznaliśmy też radosnych i życzliwych ludzi na naszej drodze.

na wstęp lub na koniec

Niestety, nadszedł ten dzień – chwila, która z każdym dniem, nieuchronnie się zbliżała. Po opuszczeniu hotelu, zostaliśmy odwiezieni na lotnisko Hosea Kutako w Windhoek. O nasze bagaże, jak to miało miejsce podczas całej podróży, zadbała obsługa. Po dokonaniu odprawy, ostatnie pół godziny przed wylotem spędziliśmy w wygodnym lobby lotniskowym. Tym samym, w którym witano nas pierwszego dnia. Żal, którego nie zaznałem od dłuższego czasu, ścisnął moje serce, kiedy wchodziłem na pokład samolotu. Pamiętam doskonale kiedy czułem dokładnie to samo – był to inny kraj ale ten sam kontynent. Afryka. Ja wiem, że jeszcze nie raz tam wrócę. Czego i Wam życzę!

W celu otrzymania bardziej szczegółowych informacji
prosimy o wypełnienie formularza lub kontakt z biurem.
+48 22 392 60 19, ltm@luxurytravel.pl

Rovos Rail – najbardziej luksusowe koleje świata

Luxury Travel presents – Soneva Jani Maldives

Nayara Hotel Spa & Gardens – Kostaryka