Search
Close this search box.

Wycieczka na tropienie goryli górskich w Krainie Tysiąca Wzgórz

Dzienniki z podróży po Rwandzie

Podróż do Rwandy zdecydowanie powinna znaleźć się w planach każdego wytrawnego podróżnika, który ceni naturę i, tak jak ja, pokochał Afrykę.
Rwanda to nieduży kraj, nieco mniejszy od województwa wielkopolskiego, położony w środkowo-wschodniej Afryce, który graniczy z Burundi, Ugandą, Tanzanią i Demokratyczną Republiką Konga. Tereny niegdyś będące niemiecką kolonią mają bardzo ciekawą, choć krwawą historię.

Lud Rwandy stanowiły plemiona Tutsi, Hutu i Twa. Hutu zajmowali się głównie rolnictwem. Choć byli najliczniejszym plemieniem w ówczesnej Rwandzie, nie oni, lecz Tutsi dzierżyli władzę. Z biegiem lat rozwinął się system kastowy, w którym najniższą pozycję społeczną zajmowali Twa.

Sytuacja zmieniła się diametralnie w 1994 roku. Doszło do masowego ludobójstwa ekstremistów Hutu na ludności Tutsi. W ciągu 100 dni wymordowanych zostało około miliona osób. To bardzo smutny fragment historii, jednak należy o nim pamiętać. W Rwandzie do dziś jest to bardzo niechętnie omawiany temat. W stolicy kraju, Kigali, warto zobaczyć Kigali Genocide Memorial – pomnik upamiętniający tragedię. Po 30 latach od tych krwawych wydarzeń Rwanda jest jednym z najbezpieczniejszych krajów w Afryce.
Gdy wieloletni partner One&Only zaprosił mnie na wizytę w swych dwóch luksusowych hotelach w Rwandzie, zaniemówiłem. Bez wahania wyraziłem chęć podróży, bo zobaczenie goryli górskich w naturalnym środowisku od dawna było jednym z moich podróżniczych marzeń.

Do Rwandy można dolecieć wygodnie, z jedną przesiadką, przez Amsterdam linią KLM oraz Qatar Airways przez Dohę. Głównym portem lotniczym Rwandy jest Kigali. Warto tam zanocować po przylocie i kolejny dzień przeznaczyć na zwiedzanie.

Najpopularniejszym parkiem narodowym Rwandy jest Akagera, gdzie można spotkać Wielką Piątkę – słonia afrykańskiego, nosorożca czarnego, lwa, bawoła i lamparta. Zwiedziłem także Nyungwe Forest National Park oraz Volcanoes National Park. Żyją tam gerezy, golden monkeys, szympansy i goryle górskie.

Nyungwe Park znajduje się na południu kraju. Zdecydowanie rekomenduję podróż śmigłowcem, lot ponad przepięknymi terenami trwa 30–40 minut. Przejazd samochodem, mimo że to tylko 200 kilometrów, trwa aż 6 godzin. Drogi w Rwandzie, choć w dobrym stanie, są jednak zatłoczone, a wiele ciężarówek porusza się z zawrotną prędkością 30 km/godz. Jednak wiodąca na południe trasa z Kigali do Nyungwe mija liczne wioski i pola herbaciane, co sprawia, że nawet długa podróż bywa przyjemna.

Po dotarciu na lotnisko Kigali udaliśmy się do uroczego hotelu The Retreat, gdzie po bardzo dobrej kolacji spędziliśmy noc. Nazajutrz o poranku pojechaliśmy do centrum miasta, by zobaczyć Genocide Memorial. Obecność w tym miejscu i słuchanie relacji przewodnika były pamiętnym przeżyciem.

Po krótkim zwiedzaniu Kigali ruszyliśmy do Nyungwe. Powitała nas bardzo ciepło lokalna grupa tancerzy Intore. Ich tradycyjny taniec można podziwiać również podczas pobytu w One&Only Nyungwe House. Tancerze z małymi tarczami i dzidami, symbolizującymi dawne wyposażenie bojowe, w perukach stylizowanych na grzywę lwa oraz wdzięcznie poruszające się kobiety z koszami do noszenia towarów na głowach – to można zobaczyć jedynie w Afryce!

One&Only Nyungwe House oferuje 22 pokoje i apartamenty. Do dyspozycji każdego gościa jest basen bez krawędzi oraz kameralne, lecz dobrze wyposażone spa stosujące kosmetyki uznanej marki Africology. Hotel leży wśród pól herbacianych, gdzie organizowany jest tea tasting – smakowanie różnych rodzajów herbaty. Można zobaczyć zbieranie liści herbacianych i poznać poprawny sposób parzenia herbaty (okazało się przez całe życie źle to robiłem!).

Cena pobytu w O&O Nyungwe House obejmuje wszystkie posiłki oraz usługi pralni. Do największych atrakcji zalicza się wyprawy w poszukiwaniu gerez (colobus monkeys) oraz Chimp Trek, czyli wielogodzinny, wyczerpujący trekking po dżungli. Jego celem jest spotkanie z szympansami, które jedzą śniadanie około 7 rano, po czym znikają w koronach drzew, gdzie odpoczywają po posiłku i budują gniazda.

Dojazd na miejsce zbiórki uczestników wyprawy Trekking Colubus Monkeys do Parku Narodowego Nyungwe zajmuje około 40 minut. Przewodnik i kierowca wiedzą od tropiących małpy rangerów, gdzie zwierzęta w danym momencie się znajdują. Ruszamy do gęstej dżungli, gdzie drogę między zaroślami drogę ogromną maczetą wycina przewodnik. Po chwili marszu usłyszeliśmy je, 20 metrów nad naszymi głowami. Gerezy przeskakiwały z gałęzi na gałąź, a były ich dziesiątki! Zwierzęta poruszały się „w chmurach”, zatrzymując się tylko, by podjadać lub wygrzebywać sobie nawzajem niechcianych intruzów z grzywy. Wygląda to jak małpie spa w koronach drzew. Z małpami spędzamy około godziny, idziemy pod nimi gęstą dżunglą, co jest wyjątkową okazją do robienia niepowtarzalnych filmów i zdjęć.

Po powrocie do hotelu buty trekkingowe i ubrania oddajemy do pralni, by zostały przygotowane na kolejny dzień, i już możemy relaksować się w spa, spróbować swoich sił w łucznictwie lub rzucie oszczepem albo pojeździć po okolicy na rowerach elektrycznych.

 

Kolejnego dnia wyjazd na wyprawę miał miejsce o 4.45 rano, ponieważ dotarcie w miejsce PN Nyungwe, gdzie żyją rodziny szympansów, zajmuje około dwóch godzin. Na szczęście przewodnicy dysponują niezniszczalnymi toyotami land cruiser, bo poruszamy się po prawdziwym bezdrożu. Park Narodowy Nyungwe to dziewiczy las deszczowy, wiele ścieżek jest dość błotnistych i stromych. By znaleźć szympansy, które nie mają stałego legowiska, często trzeba ze ścieżki zboczyć i przebijać się przez gęste chaszcze. W pokonaniu tych przeszkód i noszeniu plecaków pomagają porterzy.

Po dwóch godzinach intensywnego marszu dotarła do nas woń świeżych owoców, co znaczyło, że przed nami jest rodzina szympansów świeżo po śniadaniu. Zastaliśmy je wysoko na drzewach, gdy budowały gniazdo. Schodziły pojedynczo, w poszukiwaniu kolejnych owoców, bowiem większość czasu spędzają na odpoczynku w gnieździe, które budują tylko na jeden dzień. Dorosły szympans ma do 160 centymetrów wysokości i do 60 kilogramów wagi, lecz często jest dwukrotnie silniejszy od najsilniejszych mężczyzn. Obserwacja tych ssaków naczelnych jest fascynująca: sprytnie wykorzystują patyki i inne naprędce wytworzone narzędzia do budowy gniazd lub rozłupywania twardszych owoców. Gdy czują się zagrożone, nierzadko korzystają z dużych gałęzi jako pałek.

Z szympansami spędziliśmy blisko półtorej godziny, siedząc na polance, racząc się skromnym posiłkiem i korzystając z chwili odpoczynku. Droga powrotna do będącej punktem zbiórki wioski trwała około dwóch godzin. Czekający tam kierowcy zawieźli nas do hotelu One&Only. Wyprawa trwa, zależnie od miejsca przebywania zwierząt, od 6 do 10 godzin (z przejazdami) i jest przeznaczona dla osób na co dzień aktywnych fizycznie i bez problemów z chodzeniem.

Następnego dnia udaliśmy się ponownie do PN Nyungwe, na Canopy Walk, gdzie chodziliśmy po wiszących nad przepaściami mostach. Dotarcie przygotowaną ścieżką do mostów trwało około 40 minut. Najdłuższy most ma prawie 200 metrów długości i zawieszony jest ponad 50 metrów nad ziemią, nad koronami drzew. Coś wspaniałego. A w hotelu czekała nas wizyta w spa.
Po wspaniałym śniadaniu w miejscu z pięknym widokiem na gęstą, dziką dżunglę ruszyliśmy do drugiego hotelu One&Only, znajdującego się na terenie Narodowego Parku Wulkanów. Przejazd z południa na północ kraju trwał około sześciu godzin.

Krajobraz stopniowo ulegał zmianie, ponieważ Volcanoes National Park położony jest wyżej niż park poprzednio przez nas zwiedzany, od 2600 do 3600 m n.p.m. Pola herbaciane ustępowały powoli lasom eukaliptusowym i bambusowym. W tym parku nie znajdziemy szympansów, ale chyba dla wielu najważniejszy gatunek naczelnych – goryle górskie.

W One&Only Gorillas Nest także powitały nas roześmiane twarze i wykonujący taniec Intore z niewielkimi, subtelnymi różnicami ze względu na inny region kraju. Lobby hotelu robi ogromne wrażenie. Wszechobecne są rzeźby i inne elementy przedstawiające wspaniałe goryle (w One&Only Nyungwe House wiele elementów ozdobnych symbolizowało szympansy). Wspólnym mianownikiem dla obu hoteli jest wykorzystanie do dekoracji miejscowej sztuki i rzemiosła. W ten m.in. sposób hotele wspomagają lokalną ludność. Poza tym, zanim wzniesiono One&Only Gorillas Nest, firma Kerzner, właściciel marki O&O, przyczyniła się do budowy szkoły, co umożliwiło dzieciom edukację, a dorosłym zapewniła pracę w nowo otwartym obiekcie.

Gorillas Nest położony jest w lesie eukaliptusowym; drzewa osiągają wysokość 30 metrów! Hotel został wybudowany na przepięknym terenie, otwarto go tuż przed końcem 2019 roku. Jak często bywa w przypadku hoteli w Afryce, wszystkie posiłki, napoje oraz usługi pralnicze i wiele innych (z wyjątkiem zabiegów w spa) są wliczone w cenę pobytu.

Każdy z 20 apartamentów to domek wzniesiony na palach. Jako dziecko marzyłem o domku na drzewie i wreszcie udało mi się w podobnym spędzić kilka nocy. Był podobny, ale wyposażony w najnowszy sprzęt, miał ogromny taras, gigantyczną łazienkę z wanną, trzema wielkimi lustrami, prysznicem, podgrzewaną podłogą, salon z kanapą i kominkiem włączanym pilotem oraz bardzo wygodne łoże małżeńskie. Oczywiście miałem do dyspozycji w pełni wyposażony minibarek, a w łazience sprzęt Dysona i inne udogodnienia stosowane w najbardziej luksusowych hotelach świata.

Pierwszego dnia po przyjeździe był czas na relaks, po czym udaliśmy się na kolację w Jack Hannah Cottage, jedynym budynku na terenie hotelu z lat 80., który należał kiedyś do słynnego opiekuna zwierząt o tym samym nazwisku, znanego głównie z walki o ocalenie goryli w Rwandzie. Nazajutrz wyruszyliśmy na poszukiwanie golden monkeys. W Volcanoes National Park Headquarters w Kinigi, oddalonym 15 minut jazdy samochodem od hotelu One&Only, odbyliśmy szkolenie z lokalnym przewodnikiem. Na golden monkeys natknęliśmy się po 25 minutach relaksującego spaceru, a była ich ponad setka! Przeskakiwały zwinnie z bambusa na bambus, co chwila łamiąc nową gałąź i jedząc…. Te urocze małpki nie robią w zasadzie nic innego: jeśli nie psocą, tarzając się po ziemi i udając bijatyki, to skaczą z gałęzi na gałąź i wyjadają pędy bambusa. Są rozmiarów sporego kota i na tyle oswojone z ludźmi, że trzeba naprawdę uważać, by na żadną nie nadepnąć. Z małpkami spędziliśmy około 45 minut, następnie pomaszerowaliśmy do samochodu, który zawiózł nas do hotelu.

Po krótkim relaksie pojechaliśmy do The Ellen DeGeneres Campus of the Dian Fossey. Ellen DeGeneres to znana amerykańska scenarzystka i aktorka, zdobywczyni m.in. Emmy. Dian Fossey zaś zasługuje na dużo dłuższy akapit. To amerykańska zoolog i prymatolog, specjalistka w dziedzinie etologii, pionierka badań nad gorylami górskimi. Rozpoczęła pracę w latach 60. w Kongu, ale musiała wyjechać ze względu na wojnę domową. Z Konga udała się do Rwandy, gdzie otworzyła Karisoke Research Center, czyli centrum badawcze zajmujące się gorylami. W międzyczasie napisała pracę doktorską z zoologii, którą w latach 70. obroniła na Uniwersytecie Cambridge. Gdy Dian przyjechała do Afryki, goryle górskie były bliskie wyginięciu, głównie z powodu działań kłusowników. Łapy goryli były bowiem kiedyś „gorącym towarem” i służyły jako amulety chroniące przed złymi duchami. W The Ellen DeGeneres Campus of the Dian Fossey przedstawione są prywatne dzienniki Dian i opisy jej ulubionych goryli, z którymi bardzo często przebywała. Znajdziemy tam również wiele ciekawych informacji o zachowaniu tych wspaniałych zwierząt, opisy rodzin goryli i miejsc, gdzie zostały zauważone na interaktywnej mapie. Goryle nie są oznakowane, codzienne raporty sporządzają pracujący w parku narodowym trackerzy.

Specjalnie dla nas zorganizowano noc filmową. Polecam ją każdemu gościowi One&Only Gorillas Nest. Nas wszystkich pochłonęło oglądanie „Gorillas in the Mist” („Goryle we mgle”), filmu z lat 80., który opisywał historię Dian. Nazajutrz mieliśmy, podobnie jak ta wspaniała osoba, podziwiać goryle w ich naturalnym środowisku.

Pobudka o poranku i śniadanie. Przejazd do Kinigi, kolejne szkolenie – dowiedzieliśmy się, którą rodzinę goryli będziemy obserwować. Rodziny „przydziela się” bowiem zależnie od ich miejsca pobytu. Dla osób mniej sprawnych fizycznie wybierane są rodziny żyjące bliżej punktu startowego, my, akceptujący poziom trudności średni, mieliśmy przed sobą ponad 2 godziny wędrówki po głębokim błocie i w gęstych zaroślach.

Nareszcie jest. Rodzina Igisha. 34 goryle górskie, jedna z największych rodzin w Parku Narodowym Volcanoes: 10 samic, 6 silverbacków (dorosłych samców, w tym jeden samiec alfa), blackback (samiec 8–12 lat), 3 młode samice, 3 dzieci i aż 11 niemowlaków.
Szczerze przyznam, nie do końca wiem, jak ubrać swe wrażenia w słowa. Było to najwspanialsze przeżycie w moim dotychczasowym życiu, wspanialsze niż widok lasów deszczowych Kostaryki, wspanialsze niż wejście na pięciotysięcznik w Kenii, wspanialsze niż tropienie nosorożców w Zimbabwe, wspanialsze niż przelot śmigłowcem nad Wodospadami Wiktorii.

Były tam, kilkanaście, kilkadziesiąt. Część bawiła się na polanie przed nami, małe spadały z bambusów metr od nas. Matki zabawiały niemowlęta, silverbacki przewracały ogromne bambusy, jakby to były zapałki, a naczelny siedział 15 metrów od nas i obserwował czujnym okiem całą grupę, bez wzruszenia. Niezwykłe, jak zachowanie rodziny goryli przypomina ludzi, jaką bliskość między nimi widać. To jeden z tych momentów, gdy chciałoby się, by czas się zatrzymał. W tej niezwykłej scenerii spędziliśmy godzinę. Smartfon wystarczył, by zrobić ostre zdjęcia, tak blisko mieliśmy szczęście podejść. Goryle wzbudzają respekt, ale nie strach. Po prostu siedzieliśmy i z uśmiechem na ustach obserwowaliśmy niezdarne wspinaczki młodych na bambusy i ich wybryki.

Wrażenia te na pewno zostały spotęgowane sześciodniowymi przygotowaniami – wizytą w Fundacji im. Dian Fossey, zobaczeniem filmu „Goryle we mgle” itd. Podczas ostatniej kolacji wymienialiśmy się obserwacjami i żywo dyskutowaliśmy o wydarzeniach całego tygodnia. Żaden posiłek od dawna nie smakował tak dobrze.

Nazajutrz pożegnanie z Rwandą. Niestety. Od Hotelu One&Only Gorillas Nest dostaliśmy cudowne pamiątki: pluszowe goryle, laski podobne do używanych podczas trekkingów, lecz bogato zdobione i rozkręcane na trzy części, by mieściły się w walizce. Tylko w Afryce miałem okazję spotkać tak życzliwych, uśmiechniętych i wdzięcznych ludzi. Afryka była, jest i będzie moją ulubioną częścią świata.

Autor: Maksymilian Mazur